Ostatnio czytanie idzie mi znacznie lepiej niż pisanie. Dość powiedzieć, że w tym momencie mam cztery nieopisane książki, czyli patrząc na harmonogram, dwa tygodnie aktywności. Dodatkowym utrudnieniem jest to, że post, który czytacie ma pojawić się w Wielki Piątek. Im dłużej o tym myślałam, doszłam do wniosku, że jedyną opcją, jaką mogę przyjść jest książka, którą napisał Gilles Paris. Wcale nie ze względu na jej religijny charakter, bo go po prostu nie ma. Nazywam się Cukinia to książka o człowieczeństwie, ale takim wprost, bez zbędnych ozdobników nakładanych na codzienność byle tylko ukryć błędy i żale. Jak udało się autorowi napisać tak bezkompromisową powieść? To proste. Oddał głos dzieciom. Jak na tym wyszedł?
Po kolei.
Cukinia, czyli chłopiec imieniem Ikar, jest świetnym obserwatorem i choć dla niego świat jest takim, jakim go widzi, mało z niego rozumie. Szczególnie gdy próbuje zrozumieć dorosłych. Jego rodzice, to już całkiem wyjątkowe przypadki. Mama rozmawia z nim patrząc w telewizor, ojciec od ludzi woli zwierzęta i pewnie dlatego poszedł w świat z jedna gęsią, a Ikar? Nie lubi swojego imienia i chciałby zostać zauważony. Pewnie dlatego kiedy dowiaduje się, że wszystkiemu winne jest niebo dochodzi do jedynego, logicznego wniosku. Winnego trzeba zabić.
Pierwszy rzut oka na tę książkę może wprowadzić odbiorcę w błąd. Pastelowa okładka, informacja o filmie na jej podstawie, dość duża czcionka, dziecko w roli narratora, wszystko to wskazuje, że jest to książka dla młodszego odbiorcy, ale to nie prawda. Autorowi udała się bardzo rzadka sztuka. Stworzył książkę, która w bardzo dobitny i jednoznaczny sposób pokazuje, ze nie istnieją dwa światy problemów. Świat dorosłego i świat dziecka. Dzieci stają się ofiarami równie często, a może nawet częściej niż dorośli. Co więcej, wcale nie pragną o tym zapomnieć. Wolałyby zrozumieć, dostać odpowiedzi na pytania, stawiane w dziecinny sposób, ale przez to prosty i nieznoszący oszustwa.
Bardzo niewiele chcę Wam dziś powiedzieć o samej fabule, bo myślę, że to książka, którą trzeba poznać samemu. Literacko nie sprawi problemu nawet czytelnikom „niedzielnym”, czyli takim, dla których książka nie jest pierwszą z wybieranych form rozrywki.
Jeśli miałabym ją porównać do jakiegoś tytułu powiedziałabym Oscar i Pani Róża, ale uważam, że Nazywam się Cukinia jest lepszym wyborem. Równie mądra, błyskotliwa i w punkt, a mimo wszystko dorosły w niej zostaje dorosłym, a dziecko, dzieckiem.
Jeśli zabiję niebo mama, nie będzie się już tak denerwować i będę mógł spokojnie oglądać telewizję, i nie dostanę takiego lania, że popamiętam na całe życie.
Cukinia jest dzieckiem, muszącym tłumaczyć sobie świat, którego nie rozumie. Jest mądrzejsze od wielu otaczających je dorosłych, głównie dlatego, że nie udaje. Dodatkowo jest pomysłowe, a wszystko co robi i mówi wynika z tego, co myśli, widzi i wie. Dlatego często sprawia wrażenie naiwnego i dziwnego.
Książka, którą stworzył Gilles Paris, zrobiła na mnie piorunujące wrażenie, a na moim Instagramie pewnie nie raz pojawią się, zaczerpnięte z niej cytaty. Głównie dlatego, że w dojmujący sposób traktuje o wszystkim, co w życiu człowieka jest naprawdę ważne, a robi to bez napuszenia, moralizatorskich tonów i pouczeń z wyższej półki.
Uczy dorosłych słuchania dzieci i pamiętania, że dziecko to mały, kompletny człowiek, a nie nastawiony na zabawę inny gatunek z amputowaną zdolnością oceny co jest dobre, a co złe. Ocenę tę oczywiście należy kształtować i rozwijać, ale równie często słuchać i dopuścić do głosu.
Bardzo się cieszę, że powstają tak mądre opowieści i są sprowadzane na polski rynek wydawniczy. Chciałabym tylko, żeby były bardziej popularne i nie ginęły w zalewie nowości, które stoją wyżej na półkach. Jeśli traficie- weźcie, na moją odpowiedzialność. Ja na dniach obejrzę film i porównam wrażenia. Chcecie przeczytać takie porównanie?
Czy planujecie sięgnąć? A może znacie inne tytuły, w których dzieci próbują nawkładać mądrości do opornych „ dorosłych głów”? Zapraszam do sekcji komentarzy.
Pozdrawiam
Ania – Księganna